Tajlandia. Miłość od pierwszego więzienia. Intro.
Jadąc po raz pierwszy do Tajlandii późną jesienią 2023, miałam, poza balonem wyobrażeń i wielkich nadziei odkrywcy, dwa zakotwiczone w dzieciństwie postanowienia: omijać Pattaję i nie dać się wtrącić do więzienia.
Pierwsze wiązało się z mocno zamuloną przez mgłę niedopowiedzeń, wycieczką mojego dziadka do Tajlandii, o której mówiło się jakoś tak przebąkowato, półgębkiem, ni to z zażenowanym uśmiechem, ni z łaskawym pobłażaniem. Pamiętam, jak dziadek opowiadał o jakimś ping-pongu i kobietach, które robiły niezwykłe sztuczki kroczami, natomiast ani słowem nie wspomniał o słoniach, z którymi w owych czasach Tajlandia jakoś tak najbardziej mi się kojarzyła. Wrażenie w każdym razie pozostało niejasne, przy tym niesmacznie przyprawione podejrzeniem, że nie czysto turystyczno-krajoznawcza była to wyprawa do tej Pattai bez słoni.
Drugie postanowienie bazowało na historii, którą pamiętam znacznie wyraźniej, może dlatego, że weszła przez oczy, nie uszy, i w dodatku pozostawiła po sobie obrazy budzące grozę i wstręt, przedstawiające gnijącą ludzką nogę na żywca obrabianą przez tłuste larwy. Historia, zdaje się, była w swoim czasie (w jakim konkretnie, nie pomnę, a szukać mi się nie chce, bo to dla niniejszej opowieści nie ma znaczenia) dość głośna (w tym miejscu tylko zaznaczę, że musiało być to raczej bardzo dawno, bo nie zwykłam była naonczas kwestionować słowa pisanego, w dodatku obrazami jak krowie na rowie okraszonego, tylko za prawdę przenajświętszą, bo opublikowaną w GAZECIE, je uważać). O ile pamięć mnie nie zawodzi, chodziło o to, że człowiek z Polski naszej rodem, niewinnie po przybyciu do Bangkoku już na lotnisku został pojmany i w tajskim więzieniu osadzony, gdzie wiele lat w poniżeniu i ubóstwie odsiedział, a nieszczęściu temu winna była podstawiona chińska (dlaczego chińska w Tajlandii?? – nie pytajcie, bo pojęcia nie mam) agentka, która mu celowo do przemytu narkotyki podrzuciła. Co to była za kategoria z prawd: tyz prowda, świnto prowda, czy może gówno prowda, również nie ma tu znaczenia, dość, że w mojej głowie został stempelek ostrzegawczy, żeby prawa nadmiernie nie łamać, bo tajskie więzienie to miejsce, do którego niedobrze jest trafić.